Poniższe podziękowania zostały umieszczone w pierwszej biografii o. Wenantego Katarzyńca:

„Nie mogę zataić w sercu, co otrzymałam przy pomocy Bożej za przyczyną O. Wenantego. Nawet nie jestem godna tak wielkiej łaski!

Utworzyło mi się gruzło w środku bioder. Tak mi ten ból dokuczał, że nie mogłam chodzić. Po ludzku sądząc, nie można się było obejść bez operacji lekarskiej, a na wspomnienie doktora drżałam od wstydu – bo nawet rodzicom się nie przyznałam, gdy pytali i tylko powiedziałam, że jestem słaba i nie mogę chodzić.

W tym moim strapieniu udałam się z prośbą do O. Wenantego; trudno było mi klęknąć, ale jakoś uklękłam i wziąwszy obrazek jego do rąk, przycisnęłam do serca i prosiłam:

– Ojcze Wenanty, który znasz wstyd dziewcząt, wyproś mi tę łaskę, dla mnie niegodnej dziewczyny!

I tak płakałam i całą ufność w nim położyłam przyrzekając, że jeżeli mi tę łaskę wyprosi, opiszę to dla jego życiorysu.

I otrzymałam, o co prosiłam, nie używając żadnej pomocy lekarskiej: na trzeci dzień mogłam już swobodnie chodzić tak, że nie mam pojęcia, jak dobry jest ten O. Wenanty. Odtąd na całe życie polecam się jego opiece – niech to będzie na większą chwałę Pana Jezusa i Matuchny Jego!”

Wiktoria K.

„Podaję do wiadomości, że moja koleżanka przez trzy miesiące leczyła się na oczy, a nic jej żadne lekarstwa nie pomagały. Nareszcie udała się z prośbą do O. Wenantego i po tygodniu otrzymała uzdrowienie oczu. Obiecała dać na Mszę św. dziękczynną, która się odprawiła w Krakowie u OO. Franciszkanów.

Drugi wypadek dołączam. Moja bliska krewna dwa lata nie była u spowiedzi. Poleciłam ją śp. O. Wenantemu i wyspowiadała się w czasie wielkanocnym.

Wszystko to niech będzie na większą chwałę Bożą, Matki Najświętszej i na cześć śp. O.  Wenantego, którego opiece się polecam.”

Zofia Listwan

„(…) Byłam u pewnych osób, które przez dziewięć lat życiem swoim dawały publiczne zgorszenie. Poleciłam je O. Wenantemu i mówiłam w duchu:

– Ojcze Wenanty, ty widzisz, jaka krzywda dzieje się Panu Jezusowi! Wyproś tę łaskę, aby się już skończyło to zgorszenie!…

I zawdzięczam to O. Wenantemu, że tę łaskę otrzymałam, bo osoby te wstępują obecnie w stan małżeński.

Podaję to na większą chwałę Boga, Matki Najświętszej i na cześć O. Wenantego i polecam się na całe życie jego opiece i ufam w pomoc jego.”

Maria Pacyga

„Z wdzięczności ku Bogu i O. Wenantemu za odzyskane zdrowie za jego przyczyną, opisuję przebieg mojej choroby, który jest następujący.

Począwszy od sierpnia 1923 r., cierpiałam na bóle w okolicy żołądka. Ponieważ choroba rozwijała się dalej, udałam się po poradę do lekarza dra Markiewicza, który po zbadaniu osądził, że to owrzodzenie dwunastnicy i zapowiedział, że choroba jest ciężka: trzeba leżeć kilka tygodni w łóżku, nic nie jedząc, prócz odrobiny mleka. Po przebyciu diety zawezwano ponownie lekarza. Powiedział, że jest trochę lepiej i pozwolił nawet jadać lekkie potrawy. Tak przetrwałam znów kilka tygodni. Lecz pomimo zachowania przepisów i używania lekarstw przez lekarza poleconych, bóle nie ustępowały, ale stawały się coraz cięższe do zniesienia, szczególniej po spożyciu pokarmów, a nawet po wypiciu mleka.

Udałam się znowu do lekarza, a ten tym razem sam niespokojny, dając mi nową receptę, powiedział:

– Jeżeli to nie pomoże, musimy się wziąć do innych środków.

Przypuszczam, że miał na myśli operację.

Tego samego dnia wieczorem byłam w kościele OO. Franciszkanów, gdzie dowiedziałam się wśród rozmowy z jednym z Ojców, że zmarły przed dwoma laty O. Wenanty, zdziałał już kilka cudów. W tej samej chwili przyszła mi myśl, że i ja mogłabym być uzdrowiona za przyczyną O. Wenantego. Postanowiłam więc nie kupować lekarstw, ale jemu się polecić.

Następnego dnia po przyjęciu Pana Jezusa wróciła mi myśl wczorajsza. Zaczęłam się modlić, prosząc gorąco Pana Jezusa o zdrowie za przyczyną O. Wenantego.

Dnia tego nie czułam już żadnych boleści, ale chcąc się upewnić, zaczęłam jeść wszystkie pokarmy zabronione mi surowo przez lekarza, nawet mięso.

Od tego czasu upłynęło już dwa miesiące, a ja czuję się zupełnie zdrowa. Za co niech Bogu i O. Wenantemu będą dzięki.

Aby to, co piszę było wiarygodniejsze, pozwalam sobie przedstawić jako świadka S. Przełożoną Tercjarstwa Natalię Frankowską, która była obecna przy badaniu lekarza i śledziła cały przebieg mojej choroby.”

Joanna Kaniewska

„Z wdzięczności ku Bogu i Matuchnie Najświętszej Nieustającej Pomocy i O. Wenantemu za odzyskane zdrowie za jego przyczyną, opisuję przebieg mej choroby, który był następujący.

Od miesiąca września 1923 r. cierpiałam na chorobę skórną bardzo dokuczliwą. Zaraz udałam się do lekarza doktora Kozerskiego, który po zbadaniu powiedział mi, że jest to egzema. I polecił zachować ścisłą dietę, zabronił używać kąpieli, myć się mogłam tylko spirytusem i tak przetrwałam kilka miesięcy. Nic mi jednak nie pomogło, więc udałam się do doktora Ostowskiego przy klinice dermatologicznej. Nowy lekarz pozwolił mi wszystko jadać i kąpać się, nawet często, z czego byłam na razie zadowolona. Lecz po każdej kąpieli czułam się gorzej i w przeciągu miesiąca pogorszyło mi się strasznie. Zniechęciłam się do lekarzy, przestałam się leczyć, ale cierpieć nie przestałam. Zaczęłam wtedy stosować, co tylko mi kto poradził i nic nie pomagało. Raz jeszcze próbowałam pomocy lekarza  doktora homeopatii p. Hnatkiewicza; po zbadaniu dowiedziałam się od niego, że ta choroba potrwa długo – trzeba zachować ścisła dietę i unikać kąpieli. Zaczęłam stosować się wiernie do rad i przepisów lekarskich, choć mi to sprawiało trudność, bo musiałam używać trzy gatunki lekarstw, co godzinę inne. Po paru tygodniach takiej kuracji zrozumiałam, że i to mi nic nie pomoże. Zgłosiłam się do szpitala, by móc łatwiej stosować się do wskazówek lekarskich: badano mnie tu szczegółowo, wszelką analizę brano ze mnie i każdego dnia coś innego stosowano – a wszystko na próżno… Po sześciu tygodniach wypisałam się ze szpitala z gorszym zdrowiem niż przedtem, a profesor kliniki dr Franciszek Krzyształowicz powiedział mi, że kuracja na razie skończona; wiem co miał na myśli: że się nie wyleczę. Dnia 14 października 1924 r. wyszłam ze szpitala, a 27 tego miesiąca udałam się do lekarza przy szpitalu Dzieciątka Jezus. Na razie zaczęło mi się polepszać, mogłam już sypiać nocami spokojnie, ale robić nic nie mogłam: skoro bowiem zamoczyłam ręce w wodzie, to mi strasznie dokuczało – i tak było do miesiąca kwietnia 1925 r.

Skarżyłam się do pewnej osoby (była to Rozalia Napiórkowska), że strasznie cierpię i że mimo leczenia się nic nie pomaga, a ta poleciła mi modlić się do O. Wenantego. Wysłuchałam tego bardzo obojętnie, ponieważ już od początków mojej choroby modliłam się do różnych świętych o zdrowie, o ile jest to zgodne z wolą Bożą, a skoro mi się nie polepszało, byłam przekonana, że widocznie wyzdrowienie moje nie zgadzało by się z wolą Bożą. Mimo to jednak po paru dniach zaczęłam odprawiać Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy przez przyczynę O. Wenantego i po dziewięciu dniach… poczułam się prawie zdrowa. Bez żadnej kuracji polepszyło mi się i gdy przedtem nie mogłam przeżyć bez lekarstw ani jednego dnia, teraz dobrze się czuję. Mogę też kąpać się bez szkody dla zdrowia.

Ażeby to co piszę było bardziej wiarygodne, stawiam na świadków Wiktorię Bojanowską, Annę Pączkiewicz i Czesławę Dąbrowską, z którymi od początku mej choroby przebywałam razem.”

Władysława Dąbrowska

„Dnia 31 lipca b.r. wysłałam przekazem PKO dziesięć złotych na Rycerza Niepokalanej, dziękując za otrzymane łaski. Artretyzm, na który cierpię, objął mi głowę: przez dwa tygodnie miałam łamania i bóle tak straszliwe, że jedno oko było zupełnie skrzywione; wszystko widziałam podwójne, ludzi widziałam o dwóch głowach, trudno mi było czytać czy pisać.

Byłam u kilku lekarzy, ale mówili mi, że nie wiedzą, czy to przejdzie.

Martwiłam się okropnie tym, że będę ciężarem Zgromadzenia, bo bez wzroku co mogę robić?… Naprawdę, chwilami rozpacz mnie ogarniała!

Będąc u Sióstr w Warszawie dostałam obrazek O. Wenantego. Prosiłam go, by się wstawił za mną do Maryi Niepokalanej.

I w parę dni potem wzrok mi się poprawił: obecnie czytam i piszę bez trudności – może Bóg pozwoli, że wyzdrowieję zupełnie. Zresztą i tak jak jest już mogę pracować.

Minęły również straszne zawroty głowy, przy których nie mogłam utrzymać się na nogach.

Za wszystko niech będą nieskończone dzięki Panu Bogu, Matce Najświętszej i O. Wenantemu!”

Siostra Teresa

„Pragniemy wywiązać się z przyrzeczenia, jakie uczyniłyśmy Matce Niepokalanej, czcigodnemu O. Rafałowi Chylińskiemu i czcigodnemu O. Wenantemu.

Od dziewięciu miesięcy szukałyśmy mieszkania, a wszędzie nam odmawiano. Modliłyśmy się gorąco do Niepokalanej i Jej Nieustającej Pomocy i czekałyśmy z dnia na dzień, by można było gdzie głowę schronić. Choć położenie nasze było przykre, jednak pocieszałyśmy się nadzieją – ale w ostatnich miesiącach zdawało się, że już wszystko stracone.

Podwoiłyśmy jednak modlitwy swoje, dodając prośbę do czcigodnego O. Rafała, aby jeśli to zgadza się z wolą Bożą, wyprosił nam u Pana Jezusa i Niepokalanej choć mały kącik, bo siły nasze słabną… Do tej modlitwy dodałyśmy jeszcze Nowennę do czcigodnego O. Wenantego i obiecałyśmy, że jeśli nas wysłucha, ogłosimy podziękowanie w Rycerzu Niepokalanej, aby wszyscy widzieli, że ufna modlitwa nie idzie na marne.

Jakoś zaraz w pierwszych dniach modlitwy do czcigodnego O. Wenantego dostałyśmy bez żadnych trudności mieszkanie i to lepsze, niż myślałyśmy i za małym wynagrodzeniem.

Po jakimś czasie jedna z nas zachorowała: choroba była ciężka i niebezpieczna. Nie czekając długo, poleciłam ją opiece Niepokalanej za przyczyną O. Wenantego i tego samego dnia już jej było lepiej, a na drugi dzień niebezpieczeństwo całkiem minęło.”

P. i A. H.

czytelniczki „Rycerza Niepokalanej”