Czas to talent.
Wenanty nie lubił marnować czasu. Od dzieciństwa, po zakon. Wstać wcześnie, przywitać dzień modlitwą, do obowiązków. Jak już odpoczywać, to mądrze. Na spacerze. Albo na ławce w ogrodzie rozmawiać o Bogu. Jednocześnie Wenanty nie praktykował zajętego życia. Nie był tym typem zabieganym, narzekającym na brak czasu, wiecznie niezadowolonym i z wyższością prychającym na kolegów z seminarium gaworzących o świecie. Nie, to nie on. Wenanty chodził zdecydowanie, ale nie w pośpiechu. Mówił konkretnie i spokojnie. W seminarium zawsze miał czas, żeby wytłumaczyć koledze trudny temat z wykładu – co więcej, robił to w taki sposób, żeby nikt nie poczuł się głupszy, tylko raczej podbudowany. W zakonie posłusznie przyjmował nowe obowiązki, bez marudzenia i pytania dlaczego on, przecież tamten brat nie ma ich prawie w ogóle…
Jak on obracał tym czasem, że mu się nigdy nie kończył? Po pierwsze, wiedział, że jest czas wymierzony na wszystko co ma w danym dniu zrobić. To znaczy, nie zaczynał z nastawieniem typu: o jak mało czasu, a tyle do zrobienia! Raczej, praktykował nastawienie wdzięczności za obowiązki i czas, które zostały mu dane od Boga. Po drugie, znajdował pokój przy Jezusie, na adoracji. Jakiż to odpoczynek, można zapytać? Skoro chętnie oglądamy film przez dwie godziny i adorujemy aktorów, scenografię, muzykę, to dlaczego nie Jezusa?
Spokojnie, Czytelniku, nie musisz wyrzucać telewizora (chociaż…). Po prostu zacznij od skrócenia czasu adorowania mediów i dodaj go tam, gdzie jesteś z Jezusem sam na sam.
„Będę starał się żyć tak, jakby ten dzień był ostatnim w moim życiu.” – O. Wenanty Katarzyniec
Ora et labora.
Drugą cechą Wenantego wartą uwagi było zawierzanie Bogu każdej czynności, jednocześnie robiąc wszystko co w jego mocy, aby doprowadzić dzieła do końca.
Wenanty już od młodości wiedział, że Bóg wymaga i obdarowuje – chce, abyśmy się rozwijali, byli rzetelni, sumienni. Jako nastolatek zapewne niejeden wieczór spędził na modlitwie w intencji zostania kapłanem, ale kiedy bieda zrobiła mu dziury w kieszeniach, nie biadolił Ojcu w niebie, tylko pościł, pracował, dbał, aby nie zmarnować nawet grosza. Często ze szkoły wydziałowej chodził 30 kilometrów na nogach do domu, bo nie miał na przejazd powrotny. A kiedy przełożony franciszkanów we Lwowie nie przyjął go do zakonu za pierwszym razem, pomimo wzorowego świadectwa, lecz kazał mu wrócić, gdy ten nauczy się łaciny, Wenanty wziął się do nauki. Nie było to łatwe, bo nie miał za co się nauczyć tej łaciny. Jednak, już za rok wrócił, nie tylko z łaciną ale i greką. Zrobił swoje, wiedząc, że wszystko w rękach Boga. I tak zawsze działał.
To tak jak w tym dowcipie o słoniu i mrówce: idą po moście słoń i mrówka, i mrówka mówi do słonia: – Ej słoń – ale dudnimy, co nie?
„Przebywanie ustawiczne w obecności Bożej przynosi radość i szczęście. Ćwiczenie się w pamięci na obecność Boga udoskonala nas.” – O. Wenanty Katarzyniec
Przywiązany tylko do Boga.
Wenanty żył w ubóstwie materialnym odkąd się urodził, aż do śmierci. Jednak w dążeniu do ubóstwa ducha nie chodzi o całkowity brak dóbr materialnych, lecz o brak chciwości. Ubóstwo dla Wenantego to znaczy brak nieuporządkowanego przywiązania do rzeczy, nawyków. A to znaczy, że używał rzeczy kiedy były mu naprawdę potrzebne i nie bał się ich stracić lub podarować. Jeżeli jakieś dzieło nie służyło większej chwale Bożej, bliźnim, lub jeżeli już tego nie potrzebował, Wenanty nie trzymał się kurczowo – puszczał. Kiedy zakon potrzebował kogoś we Lwowie do ogarnięcia nowicjuszy, a wybór padł na Wenantego, nie marudził. Gdy Bóg wzywał do wciągania kotwicy, opuszczał znany port i ruszał. Takie ubóstwo daje wolność.
I takiego ubóstwa Wenanty chciał nauczyć swoich podopiecznych. Raz, kiedy okazało się, że jednemu z braci będących pod jego opieką nie pasował kapelusz bo był za duży, Wenanty ustawił wszystkich w linii i przekładał im nakrycia głowy, aż w końcu każdy miał taki, który na niego dobrze pasował.
Czytelniku, może i czas abyś Ty przymierzył Twoje kapelusze i odrzucił te, które na Ciebie nie pasują? Nie przywiązuj się – będzie Ci lżej iść.
„Wyrzeknę się wszystkiego, choćby mi to nie wiem jak drogie było, jeśli mi przeszkadza w zbawieniu duszy.” – O. Wenanty Katarzyniec
Świętość dla każdego.
Kiedy Kościół mówi, że każdy z nas jest powołany do świętości, nie zmyśla. Te etykiety które człapią za nami z dzieciństwa – kujon, łobuz, grubas, sierota – pora je zerwać. Nikt z nas nie jest słoikiem kiszonek żeby takiej etykietki potrzebował, za to każdy z nas potrzebuje Boga. Wenanty, Maksymilian, ja i Ty, Czytelniku. Każdy może stawać się coraz bardziej podobnym do Jezusa i już dziś podjąć walkę o te zwykłe, ale jakże święte cechy. Wtedy, jak Wenanty, będziemy polem na którym Bóg sieje ziarna, a ono wdzięcznie oddaje Mu plon.
Marlena Oliwa