Dzień dobry, moje krótkie świadectwo o tym jak ojciec Wenanty pomógł. Pomógł finansowo. Kilka lat temu otworzyłem sklep meblowy w ramach franczyzy znanej sieci meblowej. Niedługo potem okazało się, iż ze względu na splot wielu wydarzeń przedsięwzięcie to nie będzie sukcesem finansowym. Po ponad dwóch latach musiałem zamknąć działalność gospodarczą z długami, o które upominały się bank, franczyzodawca, właściciel lokalu, który wynajmowałem pod salon meblowy oraz kilka innych firm. Długi urosły do prawie 500 tyś złotych. Depresja, stany samobójcze i inne takie były codziennością. By spłacać i nie wpaść w spiralę kredytową wyjechałem do Wielkiej Brytanii, gdzie zarabiając mogłem powoli spłacać długi. Spłacałem tak już 5 lat – zostało około 70000 złotych w banku i u franczyzodawcy. Raty na około 2 lata spłacania. W między czasie dwie córki dojrzewają i dorastają bez taty. Owszem przylatywałem tak często, jak tylko mogłem – ok. raz w miesiącu na parę dni, ale idealną sytuacją rodzicielską nie można tego nazwać. Smutek i łzy za każdym razem, gdy wylatywałem towarzyszyły raz mi raz dzieciom. W marcu 2020 roku lockdown dopadł mnie w Anglii, a moją małżonkę z córkami w Polsce. Przez trzy miesiące codzienna namiastka bliskości przez Whatsupa/Skypa i tyle. Ból serca i tęsknota rozbijały mnie od środka. To wtedy usłyszałem na YouTubie od Tomasza Terlikowskiego o ojcu Wenantym. Pełen wiary odmówiłem Nowennę za jego wstawiennictwem obiecując mu, że jeśli pomoże mi spłacić długi, to rozniosę kopie jego wizerunku z treścią nowenny po tylu kościołach po ilu się da. Zapomniałem potem o tym i gdy poluzowano obostrzenia pandemiczne przyleciałem do Polski na kilka dni. Wówczas to, wieczorem 21 września 2020 r. zadzwonił znajomy, że musimy się spotkać teraz-zaraz. Zastrzegł, bym razem z żoną wyszedł z psem na spacer. Tak zrobiłem. On przyszedł ze swoją żoną i bez owijania w bawełnę podarowali nam siatkę z pudełkiem w środku. Ona powiedziała, że obserwują nasze córki (które znają się z ich dziećmi) i nie chcą by moje córki wychowywały się bez ojca i ta paczka ma pomóc, bym szybciej wrócił z emigracji do rodziny. I sobie poszli. Otworzywszy pudełko znaleźliśmy 70 000 zł. Szok! Niedowierzanie! Boże jesteś wielki. Nie chcieliśmy tego przyjąć. Przecież to za dużo. Jak to? Po nocnej modlitwie zdecydowałem się przyjąć dar. Po kilku dniach ojciec Wenanty się przypomniał w rozmowie ze znajomymi. Wiem, że to był on. Nie zadziałał od razu, ale w swoim, sprecyzowanym i Bogu wiadomym czasie i okolicznościach. Boże jesteś wielki, a Twój sługa ojciec Wenanty jest tego przykładem, o którym ja niniejszym zaświadczam. Długi spłaciłem. Teraz już szukam pracy w Trójmieście. Wracam. Do żony i dzieci. Po powrocie szykuję kopie wizerunku ojca Wenantego z treścią o jego wstawiennictwie i do dzieła. Rozniosę je w archidiecezji gdańskiej. Bogu niech będą dzięki!!!!

Tomasz

Ps. Teraz proszę ojca Wenantego o pracę w Polsce.