Szczęść Boże.
Pod koniec wakacji nasza rodzinna firma zaczęła mieć kłopoty finansowe, tzn. problem z odzyskaniem pieniędzy od dłużnika. Dług był tak potężny, że spowodowałby zamkniecie naszego rodzinnego biznesu oraz wpadniecie w spirale długów.
A gdzie Wenanty? Już Wam opowiem.
Dokładnie rok wcześniej byliśmy wraz z dziećmi w Niepokalanowie, tam przeczytałem pierwszy raz o tym Słudze Bożym i jego przyjaźni z o. Maksymilianem Kolbe. Październik tego roku był trudnym miesiącem dla naszej rodziny. Ciągłe zamartwienie się o to, czy uda się wyjść z tego problemu. Z zewnątrz spływają do mnie informacje, iż nasz dłużnik próbuje zbyć swój majątek i nie uregulować zobowiązań wobec naszej firmy.
Przez głowę przechodziły mi różne myśli, o przyszłości naszych dzieci, rodziców czy też samego siebie. W końcu przyszedł dzień, w którym razem z żoną zaczęliśmy się modlić do Wenantego przez kolejne 9 dni.
W dniu 10, czyli pierwszy dzień po odmówieniu nowenny, przychodzi pierwsza informacja o spłacie połowy zadłużenia przez naszego dłużnika, a w trzecim dniu 100% spłaty reszty długu.
Moje serce było przepełnione wiarą i miłością Bożą i tak jest do dziś. Potwierdzić to mogą franciszkanie z Kalwarii Pacławskiej, do których zadzwoniłem tego samego dnia. Nasza rozmowa była przepełniona radością i zostanie mi w pamięci na zawsze.

Jakub