Opowiadamy naokoło o ojcu Wenantym. Tak się z nim umówiłam. A znajomych mamy dużo. Bardzo pragnę odwiedzić grób ojca Wenantego.

Ojcze, ja tym psującym się autem w tym roku byłam już bardzo zmęczona. Od początku wakacji, przez cztery tygodnie nie mieliśmy samochodu, był w naprawie. Na wsi, przy piątce dzieci (małych: 1, 5, 7, 11 i 13 lat)  brak auta jest szczególnie dotkliwy, zwłaszcza jak się mieszka wśród pól bez ścieżek rowerowych, którymi można by bezpiecznie dotrzeć do sklepu czy kościoła. Ze względu na trzecią już w tym roku naprawę pompowtrysków, musieliśmy opóźnić wyjazd na urlop. Ale auto otrzymaliśmy i po dwóch tygodniach jeżdżenia auto znowu po raz czwarty w tym roku się zepsuło (wiozłam dzieci na półkolonie do naszego kościoła). Podłamałam się mając przed oczami wizję kolejnych dni bez auta. I ponownie nawaliły paskudne pompowtryski.

Na nowe auto, a raczej nowsze nas obecnie nie stać. Mamy seata alhambrę, rocznik 2003. Usłyszałam od taty o ojcu Wenantym. Ze świadectwa ojca Maksymiliana wywnioskowałam, że to specjalista od technicznych rzeczy.

I naprawę auta załatwił przez dwa dni. Ojcze Wenanty, ogromnie Ci dziękuję za cud naprawy auta. To jak to załatwiłeś jest niewiarygodne. Auta nie miałam tylko przez dwa dni. I jeszcze nagle, kiedy zaczęłam prosić w tej intencji przyjaciele przywieźli nam swoje auto do pożyczenia. Jesteśmy dużą rodziną mieszkającą obecnie na wsi. Auto jest nam niezbędne przy pięciu córkach. Dostałam dzisiaj rano auto naprawione i do tego nie zażądano ode mnie żadnej zapłaty.

Ojcze Wanenty jestem Ci ogromnie wdzięczna za Twoją pomoc.

EWA