Mam 26 lata, z wykształcenia jestem farmaceutą, psychoterapeutą, obecnie studentką prawa sądowego. Miałam zaburzenia termoregulacji, które były bardzo ciężkie w przebiegu. Opiszę na czym to polegało: Przegrzewałam się, mówiąc potocznym językiem: mój organizm miał problem z oddawaniem ciepła i w sytuacjach kiedy organizm jest bardziej ogrzewany (upał, wysiłek fizyczny, nieodpowiedni ubiór) nie było równowagi między kumulacją a oddawaniem ciepła, mechanizm oddawania ciepła funkcjonował źle i przegrzewałam się. Kilka razy już miałam udar cieplny. Latem ogromnie mnie to męczyło. W gorące dni w ogóle nie mogłam wychodzić z domu, nie mogłam funkcjonować w cieple, dostawałam gorączki i jeżeli ekspozycja na ciepło nie została przerwana gorączka rosła, dostawałam udaru cieplnego (temperatura rosnąca do ok. 40-42 C, bóle i zawroty głowy, wymioty, utrata przytomności). Doszło do tego, że na studiach jako jedyna studentka mam indywidualny tok studiów i indywidualną sesję egzaminacyjną. Przez całe studia jestem pod opieką Uniwersyteckiego Centrum Wsparcia i Rehabilitacji osób niepełnosprawnych – bez tego moje studia byłyby niemożliwe. Choroba rzuciła cień na moje studia, ale uczelnia bardzo mi pomogła i umożliwiono mi jako nadzwyczajnemu przypadkowi zupełnie indywidualne studiowanie.

Mieszkam na 3 piętrze w bloku, okna wychodzą na południowy – zachód i latem nasze mieszkanie nagrzewa się. W upały temperatura w mieszkaniu jest wysoka. Ja dostałam udaru cieplnego nawet siedząc w mieszkaniu. Podczas upałów nie byłam w stanie funkcjonować nawet we własnym mieszkaniu: polewałam się chłodną wodą, zamrażałam butelki z wodą, piłam zimną wodą, robiłam okłady ale i tak temperaturę ciężko było zbić. Rodzina bardzo mi pomagała i razem ze mną przechodziła ten koszmar ale nie dało się tak funkcjonować, musieliśmy zamontować klimatyzację. W ciepłe dni siedziałam jak w więzieniu zamknięta w małym klimatyzowanym pokoiku. W upały nie mogłam nawet chodzić swobodnie po mieszkaniu, gdy przebywałam poza klimatyzowanym pokoikiem zaczynałam się przegrzewać, stopniowo coraz bardziej i w dość krótkim czasie. W ciepłe letnie dni na dwór wychodziłam tylko wieczorem lub w nocy (wtedy gdy temperatura spadała). Jednym słowem starałam się jakoś sobie z tym radzić i funkcjonować najlepiej jak mogłam, choć nie było to proste a całe zaburzenie czyniło mnie po prostu osobą niepełnosprawną. W praktyce było to ogromnie uciążliwe. Stwierdzono, że to zaburzenie ma prawdopodobnie neurologiczne podłoże. Proponowano mi pobyt w Krakowie na oddziale zajmującym się rzadkimi chorobami ale jednocześnie sugerowano mi, że nie ma to większego sensu leczniczego, a raczej będzie miało bardziej eksperymentalny charakter jako, że takie zaburzenie neurolodzy definiowali jako chorobę bardzo rzadką, z którą w swojej karierze jeszcze się nie spotkali. Neurolodzy, którzy mnie konsultowali i leczyli mówili wprost, że niestety nie znają żadnej metody leczenia tego zaburzenia, że nie ma możliwości leczenia tego. Z każdym rokiem zaburzenie to pogłębiało się. Fakt, że nie można z tym nic zrobić, i że zaburzenie się pogłębia był dla mnie nie do przyjęcia, starałam się żyć najbardziej normalnie jak to możliwe.

W sierpniu byłam na rekolekcjach w Kalwarii Pacławskiej wraz ze wspólnotą. Ponieważ było ciepło siedziałam cały dzień w domu pielgrzyma, wieczorem wyszłam z mamą na spacer. Podczas zakupów w sklepiku z pamiątkami dostałam folder o ojcu Wenantym. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam. Spacerując wieczorem z mamą natrafiłam na jego grób (nie wiedziałam, że tam jest) i przypomniałam sobie o tym folderze, który miałam w torebce, zainteresowałam się, kto to jest? Uklękłam na jego grobie i zaczęłam się modlić. W modlitwie opowiedziałam o. Wenantemu o sobie i prosiłam o uzdrowienie lub jeśli nie można mnie uzdrowić to żeby chociaż mi jakoś pomógł. Przeczytałam że był chory i zmarł młodo, poczułam w swoim sercu, że jest mi bardzo bliski bo tak jak i ja był chory jako młoda osoba i też na pewno przez chorobę nie wszystko mógł robić i choroba na pewno go ograniczała jakoś, a z drugiej strony jako młody człowiek na pewno chciał normalnie funkcjonować i normalnie żyć, tak jak ja… Powiedziałam mu w modlitwie to wszystko i powiedziałam, że jego postać bardzo trafia do mojego serca, bo przez chorobę w pewien sposób jesteśmy do siebie podobni i powiedziałam w modlitwie, że podziwiam go, że na pewno z taką cierpliwością musiał znosić chorobę i wszelkie ograniczenia, i że chciałabym go naśladować i uczyć się takiej cierpliwości i powiedziałam, że podziwiam go, że jak był chory to pomimo ograniczeń starał się robić tak wiele ponad siły dla Pana Boga i dla innych ludzi i powiedziałam, że chociaż nie dorastam w ogóle do jego doskonałości to będę się starała go w tym naśladować. Opowiedziałam w modlitwie jak mi jest ciężko czasami i jak bardzo chciałabym być zdrowa, jak bardzo marzę o tym żebym mogła latem normalnie wychodzić na dwór. Po powrocie do domu pielgrzyma wyjęłam z torebki folder, już krócej ponowiłam modlitwę i prosiłam, żeby mnie uzdrowił. Postawiłam sobie folder na szafce koło łóżka i poszliśmy spać.

Następnego dnia był rekordowy upał ok. 34-35C w cieniu. Zdrowi ludzie wysiadali. Wstałam wcześnie rano, aby zdążyć się umyć zanim trzeba będzie włączyć mi klimatyzator (nadmienię iż w domu pielgrzyma również miałam klimatyzację. Miałam przywieziony przenośny klimatyzator, specjalnie zakupiony na ten wyjazd). Na dworze zaczynało się robić coraz cieplej, a ja w ogóle tego nie odczuwałam. Było jeszcze rano, tata poszedł do sklepu po wodę mineralną, wraca i mówi, że jest potworny upał. Z przyzwyczajenia już chciałam włączyć klimatyzację i zdałam sobie wtedy sprawę, że nie jestem przegrzana i czuję się dobrze. Po raz pierwszy od tylu lat nie potrzebowałam klimatyzacji. Wstałam rano i po prostu byłam już zdrowa. Sama temu nie wierzyłam, ale czułam się dobrze i miałam normalną temperaturę, nie „nabierałam” temperatury. Nie dowierzałam temu co się stało i dopiero po kilku godzinach zdecydowałam się wypróbować, co będzie jak wyjdę na dwór. Najpierw ostrożnie usiadłam w cieniu na ławce pod domem pielgrzyma pewna, że za chwilę dostanę gorączki, mimo wszystko czułam, że powinnam spróbować, czułam taką pewność, że jestem zdrowa choć sama w to nie wierzyłam jeszcze.

Minęło pół godziny, godzina, półtorej…, a ja się nie przegrzewam. Upał był przeokropny, zdrowi ludzie się źle czują, a mnie nic nie dolega. Można by to porównać do tego, że człowiek, który kilka lat utykał poważnie na nogę nagle chodzi prosto. Nie mogłam się tym po prostu nacieszyć! Czasami nawet całymi tygodniami zamknięta w małym pokoiku pod klimatyzatorem, a tu nagle normalnie mogę chodzić po dworze i to jeszcze w tak wielkim upale.

Tego samego dnia pojechaliśmy ze wspólnotą nad rzekę. Na wszelki wypadek, gdyby uzdrowienie okazało się tylko chwilowe, zaopatrzyłam się jeszcze w lodowatą wodę, lody, parasol. Okazało się to wszystko niepotrzebne. Kilka godzin spędziłam chodząc po słońcu w upale ok. 34C w cieniu, była to dla mnie zupełna nowość, jeszcze poprzedniego dnia było to dla mnie tak samo możliwe jak chodzenie po marsie bez butli tlenowej. Było to po prostu przy mojej chorobie nierealne i pozostawało w sferze marzeń nie do spełnienia. Poprzedniego dnia leżałam w pokoju przegrzana i robiłam okłady, a teraz w tak ekstremalnym upale normalnie funkcjonowałam. Nie dostałam gorączki, nie przegrzałam się, miałam normalną temperaturę i znosiłam ciepło jak zdrowy człowiek. Chciałam nadmienić jeszcze jedną rzecz, a mianowicie pewną moją obserwację: być może jest to mało ważne ale siedząc nad rzeką w tym upale po raz pierwszy zauważyłam, że mam ubranie mokre od potu, nigdy wcześniej w upale nie byłam spocona. Siedziałam nad rzeką, było mi gorąco i pociłam się bardzo. Wcześniej w upale siedziałam i po prostu „nabierałam temperatury” a nie pociłam się wcześniej. Obserwowałam innych uczestników pielgrzymki – również mieli mokre koszulki. Zdałam sobie wtedy sprawę że mój organizm po raz pierwszy zaczął zdrowo walczyć w wysoką temperaturą czego wcześniej nie robił.

Od tamtej pory jestem zdrowa. Wróciłam do domu, upały powtarzały się, czuję się dobrze, klimatyzator w ogóle nie jest już używany, został już nawet rozmontowany od razu po powrocie z Kalwarii Pacławskiej, nie przegrzewam się, nawet w bardzo gorące dni normalnie chodzę po dworze i nie mam żadnych objawów przegrzewania.

Uważam że to o. Wenanty uprosił dla mnie uzdrowienie z choroby, to za jego przyczyną wyzdrowiałam. Dziękuję Panu Bogu za to że jestem zdrowa.

Ilona z świętokrzyskiego