Jestem dozgonnie wdzięczna ojcu Wenantemu. Borykałam się z kredytem hipotecznym zaciągniętym kilkanaście lat temu we frankach, z którym zostawił mnie mój były. Na początku zeszłego roku zostałam w zadłużonym domu z dziećmi i byłam przerażona, bo rata rosła z miesiąca na miesiąc, pochłaniała wszystkie nasze oszczędności i zmuszała mnie do pracy po 70 godzin na tydzień. (A do spłaty pozostało jeszcze kilkanaście lat). Sądziliśmy się z bankiem, jednak przez ponad dwa lata sprawa stała w martwym punkcie. W marcu br. powierzyłam nas opiece ojca Wenantego i już po kilku dniach przyszło powiadomienie, że sprawa w sądzie ponownie ruszyła. Modliłam się i raz po raz dostawałam finansowe uśmiechy losu w postaci wyższej stawki za zlecenie, łatwiejszej pracy itp. (teraz wiem, kto mi to wszystko załatwił w niebie). W listopadzie na rozprawie w sądzie okręgowym anulowano nasz kredyt. Gdyby nie ojciec Wenanty, pewnie stracilibyśmy dom i dorobek życia, a dzięki niemu nie tylko możemy żyć spokojnie – okazuje się, że zapłaciliśmy już bankowi tyle, że należy nam się zwrot, będzie akurat na wynagrodzenie dla prawników. DZIĘKUJĘ z całego serca!
Patrycja