Odmówiłem 11 nowenn na przestrzeni drugiej połowy ub. roku, z prośbą o pomoc w spłaceniu długów, których narobiłem wpadając w narkomanię. Kiedy cudem się ocknąłem i zdałem sprawę jakiego bagna dotknąłem, wziąłem się do pracy i spłacam co miesiąc ogromne raty. Szukam sił u Boga. Natrafiłem na o.Wenantego podczas pielgrzymki do Kalwarii ze znajomymi. Zacząłem prosić o pomoc. Niestety do tej pory zostało ponad połowa i nic nie zapowiada, aby udało się to ogarnąć w tym roku, choć bardzo bym chciał, bo męczy mnie moja sytuacja bardzo. Po 6 nowennie pomyślałem sobie tak: „Ojciec Wenantym wszystkim pomaga, a mnie ma daleko…” dzień po tej myśli dzwoni przyjaciel i mówi, że śniłem mu się kilka dni temu. Ojciec Wenantym wstawił się u Boga za tobą, na pewno nie była to sprawa finansowa, powiedział mi przyjaciel, może chodzi o relacje bądź cokolwiek innego. Cóż, szoku dostałem, bo przecież dzień wcześniej zwątpiłem. Ostatnią nowennę 11 dotychczas skończyłem tydzień temu. Dziś jadąc z pracy do domu na rondzie wpadłem w poślizg, który skończył się zniszczeniem znaku drogowego. Nic się nie stało. Wezwałem policję, wiedząc, że to grozi mandatem, myślałem, że max 500 zł zapłacę, a i tak musiałbym taką kwotę pożyczyć, bo żyje z miesiąca na miesiąc biednie. Pomine przebieg wydarzeń. Jedynie podczas sprawdzania mojej osoby, pomodliłem się do Ojca Wenantego słowami modlitwy o beatyfikację, z myślą, pomóż mi, potem zacząłem odmawiać różaniec. Podchodzi policjant i mówi, że mandat w wysokości 1500 zł i 5 karnych punktów jest za takie wykroczenie. Po czym powiedział. Sprawdziliśmy pana, nie miał pan wykroczeń, ani mandatów, tym razem będzie pouczenie. Cud, Cud, Cud – Ojcze Wenanty pomóż…, dziękuję, dobrze, że jesteś tam w niebie i wspierasz nas swoje dzieci…

Igor