Kazanie to było wygłoszone niewiele ponad miesiąc po zakończeniu I wojny światowej (11 listopada 1918 r.) Wcześniej, w nocy z 31 października na 1 listopada Lwów zajęły oddziały ukraińskie dając początek pamiętnym walkom o Lwów. Polacy odbili Lwów z rąk ukraińskich 12 listopada 1918 r. W tym samym dniu doszła do Lwowa wiadomość o niepodległości Polski.

Najmilsi! W chwili obecnej wyczekujemy wszyscy prawdziwej wolności, która nam już świta, już nawet blaskiem słonecznym rozjaśnia widnokrąg życia narodowego, ale w całości jeszcze jej nie zażywamy, bo jeszcze chmury i mgła usiłuje zasłonić nam to wyzwolenie, jeszcze piętrzą się przeszkody. My jednak nie tracimy nadziei – ufamy, iż jest Bóg sprawiedliwy na niebie, który nie [pozwoli] zginąć ludowi swemu. W tym oczekiwaniu nadstawiamy ciekawie uszu, na wszelkie wieści, szczególniej na pomyślne i pytamy: czy będzie wreszcie pokój, czy zakwitnie zgoda, pomyślność. W podobnym położeniu, Bracia Drodzy i Siostry, znajdowali się Żydzi w owych czasach, gdy św. Jan Chrzciciel wystąpił publicznie i zaczął nauczać i chrzcić. Czekali oni wyzwolenia z jarzma rzymskiego, a nadto czekali, przynajmniej sprawiedliwi, przyjścia proroka, wielkiego, Mesjasza, który by przyniósł zbawienie światu całemu, który miał przebłagać zagniewanego Boga. Nic przeto dziwnego, iż Żydzi usłyszawszy o wystąpieniu publicznym św. Jana, wysłali do niego poselstwo złożone z kapłanów i lewitów, aby się spytali, czy on przypadkiem nie jest obiecanym Mesjaszem, Chrystusem? Gdy Jan św. wyznał, iż nie jest prorokiem, pytają go, dlaczego chrzci, – wszak chrzcić to prawo przysługujące samemu Zbawicielowi. Zdawałoby się, że Żydom chodzi bardzo o chwałę Bożą, by nikt nie przywłaszczał sobie tego, co się należało Chrystusowi, że im chodzi o poznanie drogi do nieba. Tymczasem owi Faryzeusze czuli się obrażeni, że Jan nie wziął od nich pozwolenia, by mógł nauczać lud. Nie mogli oni znieść, by ktoś innym oprócz nich miał wpływ na lud. Gdyby kierowali się dobrą intencją, wierzyliby Janowi – lecz tak się nie stało. Najmilsi! Żydzi i dzisiaj mają swoich naśladowców wśród chrześcijan. Są tacy – może i my nieraz do nich należeliśmy – którzy jakoś niechętnie patrzą, gdy ktoś inny coś dobrego, zasługującego uczyni. Zdaje się im, że tylko oni mają prawo do pracy na chwałę Bożą, że to ich wyłączny monopol, że tylko w ten sposób, jak oni sądzą, można przyczynić się do większej chwały Bożej, do dobra ogólnego. Błąd to niemały, a pochodzi z wygórowanej miłości własnej. Pragnęlibyśmy dla siebie wszystko zagarnąć, zasługi wszystkie i łaski Boże. Jest to brzydka zazdrość, która znieść nie potrafi powodzenia cudzego w dobrej [sprawie]. O jakże zazdrość ta była daleką od Świętych Pańskich. I my, Drodzy Bracia i Siostry, gdy usłyszymy jak bliźnim naszym praca dla sprawy Bożej dobrze się wiedzie, cieszmy się, wzgardźmy miłością własną i mówmy sobie: Dobrze się dzieje. Niech tylko będzie Chrystus przepowiadany, niech się Jego chwała szerzy, nie nasza. I dalej mówi Jan święty, że chrzci tylko wodą – nie był to Sakrament chrztu św. jaki myśmy otrzymali, ale był to obrzęd pokutny, coś podobnego do posypywania popiołem. I dodaje następnie: „… ale w pośrodku was stanął, którego wy nie znacie”. Miał tu na myśli Pana Jezusa, bo mówi: „.. który za mną idzie” – niedługo po mnie zacznie nauczać, ale który przede mną się stał – jest on Bogiem przedwiecznym. My już nie czekamy na zbawienie z niebios – Chrystus dawno nam się objawił. Możemy korzystać obficie, przeobficie, z łask. Wszystkie dobra: prawdę i światło, pociechę i podporę,  miłość i szczęście przyniósł nam z nieba ten Boski Zbawiciel. A chociaż do nieba wrócił, darów swych ze sobą nie zabrał, ale zostawił je w skarbcu Kościoła katolickiego. Więc nie potrzebujmy szukać gdzieś lekarstwa, pociechy, podpory, wzmocnienia [jak] tylko w Chrystusowej wierze, nauce. Wiele sobie ludzie obiecują po skończonej wojnie, wiele nowości nas czeka. Już teraz ogłasza się programy różnych zmian społecznych, politycznych. Lecz pamiętajmy, że tylko zasady Chrystusa Pana, który w pośrodku nas stanął – w Kościele świętym swoim – Jego zasady nas zbawią. Nic przeto nie pomogą reformy, gdy się nie oprą one na przykazaniach Bożych, gdy się zapomni o tych krótkich i prostych lecz wielkich słowach: nie zabijaj – nie kradnij, nie cudzołóż, czcij ojca i matkę Twoją. Nic nie pomogą reformy i prawa nowe, jeżeli się wydrze ze serc ludzkich wiarę i miłość, którą tak bardzo zaleca Pan Jezus. Kto o tym zapomni, ten oczywiście zapomina o zbawieniu, o wieczności – ale też taki nie może marzyć nawet o szczęściu doczesnym społeczeństwa. Pamiętajmy o tym sami w życiu i o ile wpływy nasze sięgają, szerzmy wśród drugich te pojęcia – że bez religii Chrystusowej biednym i nędznym będzie człowiek każdy i społeczeństwo każde. I daje nam Poprzednik Chrystusowy lekcję cnoty pokory. Pokora zbliża nas do Chrystusa, jak zbliżyła św. Jana Chrzciciela. Piękną czyni uwagę na tym względzie św. Bonawentura Doktor seraficki. Powiada, [że] im kto się więcej uniża, tym staje się wyższy.  Dlaczego? Bo kto bardziej się uniża, ten się bardziej do Chrystusa zbliża. A że Chrystus jest najwyższy – bo jest Bogiem prawdziwym. Więc też i każdy, uniżając się staje się wyższym.  Pokora sprowadza na nas łaskę z nieba – Bóg pokornym łaskę daje, mówi Pismo Boże,  natomiast pysznym się sprzeciwia. Bóg nie znosi pysznych.