Pokój i dobro! Dość długo zbierałam się do napisania tego świadectwa, ale dzisiejsza data dość skutecznie mnie do tego zmotywowała (7 października). W wakacje byłam w Kalwarii Pacławskiej, aby posługiwać na FSMie i tak jak wszyscy, którzy tam byli, trafiłam na kwarantannę. Była to już moja druga, było mi szalenie źle z tym, że moje współlokatorki musiały znów przeze mnie zostać w domu. Nie wiedzieć czemu, ale czuję, że łączy mnie więź z o. Wenantym. Towarzyszy mi w jakiś sposób od momentu, w którym usłyszałam o nim po raz pierwszy. Wiele razy pomagał mi w drobnych sprawach, często o nim opowiadałam słysząc, jakie cuda czynił w życiu innych. W dniu, w którym zostaliśmy zamknięci w domu, postanowiłam prosić go o pomoc. Bardzo zależało mi na tym, żeby mój wynik okazał się negatywny, w głównej mierze, aby nie uziemiać wszystkich, którzy ze mną żyli. Prawdopodobieństwo, że będę zakażona było bardzo duże, przecież to tydzień ciągłego kontaktu z osobami, które były potwierdzone, jednak ufałam, że o. Wenanty mi pomoże. Moje testy były wykonywane w ostatniej kolejności, ponieważ nie miałam objawów. Oczekiwanie na wyniki to bardzo trudny czas niepewności. Okazało się, że mój wynik był negatywny. Mogłam potraktować to, jako szczęście, pomyłkę w wykonaniu testu, jednak dla mnie to był cud. Obiecałam o. Wenantemu pewnego dnia podczas modlitwy, że jeśli będę zdrowa to napiszę to świadectwo, ze względu też na to, że ciężko mówić mi o moich duchowych przeżyciach. Dziś są urodziny o. Wenantego Katarzyńca, dlatego postanowiłam, że jest to dobra okazja do tego, by się tym podzielić. Zresztą, już od dawna upominał się o to. Być może kiedyś to świadectwo będzie mogło być do czegoś wykorzystane. Pozdrawiam serdecznie.

Barbara