Chciałam się podzielić wydarzeniem w mojej rodzinie, jakie miało miejsce, dzięki wstawiennictwu Sługi Bożego o. Wenantego Katarzyńca – franciszkanina. Około rok temu otrzymałam na spowiedzi taką pokutę, żeby wziąć do domu obrazek z o.Wenantym Katarzyńcem i prosić o łaski dla siebie i rodziny. Pokutę odmówiłam, a potem zapomniałam o takim Słudze Bożym. Minął mniej więcej rok, i jak potrzebowałam Boskiego wsparcia, ponieważ u mojej mamy lekarz podejrzewał nowotwór nerki, a przy jej ogólnym złym stanie nerek z nieusuwalnymi kamieniami, życiem w bólu z powodu neuralgii nerwu trójdzielnego i innych poważnych chorobach, byłby to szybki i bolesny wyrok śmierci, przypomniałam sobie o o.Wenantym. W czasie, gdy mama czekała tylko lub aż tydzień na tomograf i opis, gdzie urolog był przekonany o nowotworze, ja modliłam się 9-dniową nowenną, jaka była na odwrocie obrazka, tj. Ojcze Nasz, Zdrowaś Maryjo, Chwała Ojcu. Modliłam się nie tyle o zdrowie, bo przecież nawet dzieci umierają, co o zaakceptowanie, że w wyniku i obrazie TK na pewno będzie rak i mama może szybko umrzeć, żebym była silna i umiała być wsparciem w trudnych chwilach. Modliłam się o to, bym nie wątpiła i zrozumiała, że Bóg wie co robi, więc coś dobrego z tego musi być, choć mogę tego po ludzku nie rozumieć. Miotały mną różne emocje, ale prosiłam Ducha Świętego, żeby dał mi siłę pogodzić się z tym. Ostatecznie zaczęłam akceptować, że pewnie mama jest chora, ale żeby chociaż to był nowotwór albo wyleczalny albo żeby mama chociaż trafiła na dobrych lekarzy i pielęgniarki. Po 4 dniach odmawiania nowenny, mama odebrała wyniki tomografu i poszła z nimi do urologa. Dla mnie stał się cud, lekarz powiedział, że sam się dziwi, bo to inaczej wyglądało na USG. Według badania tomografem nie ma śladu o nowotworze przez organy od płuc do nerek. Lekarz, który tydzień wcześniej był blady jak zrobił USG nerek, teraz nie mógł uwierzyć. Obiecałam sobie, że jeżeli przez wstawiennictwo Sługi Bożego o. Wenantego Katarzyńca, dokona się jakiś cud, że Bóg mnie wysłucha (choć wątpiłam w siebie – a nie w miłosierdzie i moc Bożą – tylko przez swoją marność i brak wytrwałości w modlitwie), to zgłoszę to do Klasztoru Franciszkanów.

Joanna